Zwiedzanie Belgii, czyli nieznanych skarbów północnej Flandrii

Zwiedzanie Belgii zaczynamy od wylądowania na lotnisku Bruxelles – Charleroi. Bilety lotnicze można upolować w naprawdę korzystnych cenach. Belgia nie jest popularnym kierunkiem turystycznym, a szkoda. 

Informacje praktyczne:

Z lotniska do Brukseli można dostać się pociągiem z dwiema przesiadkami albo autobusem (Flibco). Bilety można kupić (z dużym wyprzedzeniem) na oficjalnej stronie już od 5 euro. Istnieje możliwość zakupu w kasie biletowej na lotnisku lub bezpośrednio u kierowcy, ale cena to już około 17 euro. My decydujemy się na podróż pociągiem. Belgia ma bardzo rozwiniętą sieć kolejową, dlatego kupujemy bilet pociąg.

Rail pass to pakiet 10 przejazdów, który, może być wykorzystywany przez więcej niż jedną osobę. Obejmuje przejazdy po niemal całej Belgii, wyjątek stanowi dojazd z/do lotniska Blussels National Airport. Dostajemy bilet w stylu retro, w którym wpisujemy cel podróży, datę przejazdu i skąd wyruszamy. Koszt takiego biletu wynosi 83 euro, a kupimy go na dworcach zarówno w kasach jak i automatach. Docieramy do centrum Brukseli. 

Zwiedzanie Belgii. Bruksela

Dworzec znajduje się w centrum miasta, więc spokojnie można przejść na piechotę do głównych atrakcji miasta. W drodze na główny plac miasta, wchodzimy do Royal Gallery of Saint Hubert. Sklepy z górnej półki. Ceny torebek sięgają kilkuset, a nawet kilku tysięcy euro.

Ponieważ przyjechaliśmy na zwiedzanie Belgii w listopadzie, więc w witrynach spotykamy bożonarodzeniowe wystawy. Witryny zachwycają misternie zdobionymi słodkościami. Nie możemy się doczekać, aż spróbujemy słynnych belgijskich pralinek. Kręcimy się jeszcze trochę po galerii, która przypomina trochę mediolańską galerię Wiktora Emmanuela. Wychodzimy, by przejść przez plac na którym grają przeróżni artyści. W rytm muzyki idziemy dalej, a naszym oczom ukazują się przeróżnego rodzaju budki z belgijskimi frytkami i goframi. 

Dochodzimy na Grand Platz. Jest to główny rynek w Brukseli, nieregularny zbudowany na planie pięciokąta. W XV wieku wybudowano na nim ratusz miejski w stylu gotyckim. Początki placu sięgają średniowiecza, kiedy to w pobliżu przebiegał szlak handlowy łączący Nadrenię z Flandrią. Na początku wzniesiono trzy hale targowe, a plac wybrukowano kamieniami z pobliskiej rzeki. Plac stał się głównym ośrodkiem miasta, później wzniesiono siedziby gildii kupieckiej, by później drewniane domy kupieckie zastępować kamienicami. Do dziś kamienice są oznaczone statuetkami np.  jako dom tkaczki, dom lisa, dom łabędzia, czy dom róży. 

Historia Grand Platz

Dom gwiazdy to trzypiętrowa kamienica przy której znajduje się brązowa neorenesansowa rzeźba przedstawiająca umierającego mężczyznę. Ów człowiek odbił całe miasto z rąk sprzyjającego Francuzom księcia Flandrii. Rzeźba jest wypolerowana od ciągłego dotykania. Jej dotknięcie ma zapewnić szczęście. Ustawiamy się w kolejce, by także zapewnić sobie pomyślność.

Z kolei Dom Rogu to trzypiętrowa kamienica, dawna siedziba przewoźników rzecznych. Najwyższe piętro przypomina rufę statku, a na fasadzie znajduje się medalion z podobizną króla Hiszpanii Karola V w otoczeniu przedstawień czterech wiatrów, pary żeglarzy i pary delfinów.

Podczas Zwiedzanie Belgii można skorzystać z festiwali. Co dwa lata w sierpniu główny plac pokrywany jest kolorowym pachnącym dywanem kwiatowym. Jest to niezwykłe dzieło artystów, projektantów i ogrodników. A pod koniec listopada zaczyna się tutaj jarmark bożonarodzeniowy. 

Bruksela i Le Cirio

Czas na odpoczynek i posiłek. Niedaleko głównego placu znajduje się restauracja Le Cirio. Jest to bardzo klimatyczne miejsce z duszą. Restauracja ta powstała w 1886 roku i legenda głosi, że wystrój się nie zmienił od tego czasu. Samo wnętrze jest przytulne, a w środku można się poczuć jak na europejskim dworze. Kelnerzy są bardzo sympatyczni, a uroku dodaje kot, który z nonszalancją liże swoje futerko na siedzeniu. Restauracja oferuje bogaty wybór alkoholi, belgijskich piw i potraw. Zamawiamy voul-au-vent potrawę zaczerpniętą z kuchni francuskiej. 

Historia tej potrawy jest taka, że pewnego dnia Antoine Carèment doszedł do wniosku, ze wykorzysta ciasto francuskie, aby stworzyć wieżę. Legenda głosi, iż wziął kawałek ciasta, zrobił z niego okrąg, na jego brzegach ułożył dodatkowe ciasto w kształcie walca i upiekł. Jeden z kucharzy obserwował cały eksperyment i zakrzyknął: „il vole au vent!”, co oznaczało „leci z wiatrem”. Podobno właśnie stąd wzięła się nazwa tego przysmaku, który zakłada, że tę wieżę uzupełniamy różnymi formami lekkiego gulaszu. Jest to danie, które umożliwia własne kompozycje. Co ciekawe, autorką miniatury vol-au-vent była Maria Leszczyńska, żona Ludwika XV, dlatego też ta wersja nazywa się w oryginale bouchée à la reine, czyli przekąską królowej. 

Nasza potrawa jest podana z pysznym gulaszem i sałatką. Zamawiamy także specjalność zakładu, czyli Half and half. Z wprawą i widocznym doświadczeniem kelner nalewa do wysokiego kieliszka połowę białego wina i dolewa pod sam czubek szampana. Drink ten jest związany z kolejna legendą. Podobno do Le Cirio przychodzili pracownicy dawnej giełdy. Po ciężkich dniach, gdy na giełdzie panowała bessa zamawiali pół kieliszka szampana i prosili by dolać im białego wina, aby zaoszczędzić. A teraz udajemy się w stronę placu Św. Katarzyny. Więcej informacji na stronie: https://lecirio.be/en

Plac świętej Katarzyny

Kościół powstał w czasach średniowiecza i przychodzili do niego przewoźnicy rzeczni. We wnętrzu warto zobaczyć figurkę Czarnej Madonny z Dzieciątkiem. Posąg w czasie zamieszek w 1744 roku protestanci wrzucili do rzeki Senne, na szczęście został wyłowiony i od tego czasu jest otoczony szczególnym kultem.

W 2012 roku powstały plany stworzenia w murach kościoła targu rybnego. Ostatecznie dzięki działaniom oburzonych obywateli miasta, decyzje cofnięto. Kościół jest nadal czynną świątynią, ale ignorancja władz miejskich posunęła się do pozwoleń na tworzenie toalet przy zewnętrznych murach kościoła.

Dwóch mężczyzn załatwia swoje potrzeby, przyszli tu z pobliskich knajp. Kościół stoi w miejscu dawnego portu i targu rybnego. Tradycja tego miejsca pozostaje ciągle żywa. Tutaj znajduje się największe zagłębie restauracyjne. Na placu mieści się mała restauracyjka Nordzee, warto tam przystanąć i spróbować zupy rybnej. Porcje są niewielkie, ale koniecznie powinniście spróbować słynnych krokiecików z małych krewetek croquettes de crevettes grises. My przyszłyśmy już trochę za późno i akurat skończyła się zupa. Ale pan nas zaprasza na jutro, najlepiej w południe. Restauracja jest otwarta do 18, ale zupa cieszy się dużym zainteresowaniem, więc nie wiadomo czy później byśmy nie obeszły się smakiem.

Posąg sikającego chłopca

Zwiedzanie Belgii bez tego posągu, to jak nie zobaczenie wieży Eiffle’a w Paryżu. Więc przechodzimy pod posąg Manneken pis. Choć trudno w to uwierzyć figurka ta jest prawdziwym symbolem miasta, doskonale znanym przez turystów z całego świata. Jest doskonale oświetlony przez lampy błyskowe aparatów. Niedaleko znajduje się także figurka sikającej dziewczynki i psa, jednak nie zrobili oni takiej oszałamiającej kariery jak mały chłopczyk.

Legenda głosi że dotknięcie prawego ramienia tego wesołego malucha przynosi szczęście. Z pomnikiem wiąże się kilka historii. Jedna z nich mówi, że sikający chłopiec to nikt inny jak królewski syn, który pewnego dnia zaginął podczas polowania. Poszukiwania nie przynosiły rezultatów. Pewnego dnia jeden z leśniczych usłyszał dziwny dźwięk w okolicach strumienia. Okazało się, że to poszukiwany mały sikający chłopiec. Druga legenda głosi, że sikający chłopiec miał na imię Juliaanske i stał się bohaterem Brukseli. Młodzieniec szpiegował najeźdźców, którzy planowali podłożyć materiały wybuchowe pod mury miasta. Gdy zapalili lont, chłopiec niewiele myśląc rozebrał się i zaczął sikać, skutecznie go gasząc. Tym samym uratował on miasto. Mnie podoba się druga historia bohaterskiego chłopca, a Wam?

Zwiedzanie Belgii, muzeum Kakao i Czekolady

Niedaleko pomnika znajduje się Muzeum Kakao i Czekolady. W listopadzie ostatnie wejście do godziny 18, a pokazy produkcji pralinek odbyły się o godzinie 17:30. Jest to fantastyczne interaktywne muzeum, przedstawiające historię czekolady i całego procesu powstawania. Muzeum zawiera kilka wystaw przybliżających nam historię czekolady, ale najciekawszym momentem jest prezentacja procesu przygotowania pralinek. A na koniec sama degustacja. 

La Mort Subit

Posilone, idziemy do kolejnej ciekawej historycznej restauracji. – La Mort Subit. Skąd ta nazwa? Ponad 100 lat temu Pan Theophile Vossen prowadził pub o nazwie „La Cour Royale”. Wśród jego klientów było wielu pracowników zatrudnionych w Narodowym Banku Belgii. Owi pracownicy grali w grę o nazwie „421”. Przed powrotem do biura pracownicy rozegrali ostatnią szybką partyjkę. Ten który przegrał został nazwany „Mort subit” co oznacza nagłą śmierć. Wkrótce nazwa ta stała się znana i kiedy właściciel postanowił przeprowadzić się do nowego lokalu, właśnie tak go nazwał. Potomkowie Vossena kontynuowali tradycję.

Dziś czwarta generacja rodziny Vossen nieprzerwanie serwuje piwa Gueuze, w tym samym lokalu, który zachował oryginalny wystrój z 1928 roku. Specjalnością zakładu jest piwo Gueuze sur Lie, które w smaku jest kwaśne i w dodatku podawane na ciepło. Ciężko zdobyć tutaj stolik, na szczęście nam się udaje i rozsiadamy się na wygodnych kanapach. Więcej informacji na stronie: https://alamortsubite.com/en

Informacje praktyczne:

Po kilku nieudanych próbach dogadania się z miejscowymi jak skorzystać z transportu miejskiego, zamawiamy ubera. Nie jest to najtańsza opcja, ale najbardziej komfortowa, ponieważ jedziemy Mercedesem klasy S. Warto czasem wybrać taką formę, szczególnie jak jedzie się w parę osób. Nie ma co dzień ma się możliwość podróżowania najnowszym Mercedesem…

Dalsza część zwiedzania Belgii znajduje się TU!

Dodaj pierwszy komentarz i rozpocznij dyskusję

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *