Wędrując Camino samemu, docierając wspólnie

Typowy dzień na szlaku


Budzik dzwoni od piętnastu minut. Jest siódma, więc wstaję. Ostatnie dwie godziny tylko drzemałam, bo zbudziły mnie odgłosy szykujących się pielgrzymów. Słyszę szelest pakujących plecaki pielgrzymów i prowadzone rozmowy ściszonym głosem. Niektórzy z nich wyruszają nawet przed szóstą. Ja wolę później, czyli na ostatnią chwilę, bo o ósmej wolontariusze wyganiają nas z albuergue. We wrześniu w tym regionie kraju, słońce wstaje o dziewiątej, więc jeszcze zdążę na wschód słońca. Wpadłam w swój rytm i po przejściu pięciu kilometrów robię obowiązkową przerwę na śniadanie. Zawsze się znajdzie jakiś bar. Rozpoczynam od kawy, a na ząb coś słodkiego.

Takie tempo mi odpowiada. Co dwie, trzy godziny przerwa na posiłek i odpoczynek. By przed wieczorem być w następnej miejscowości. Nie ma problemu ze znalezieniem miejsca noclegowego, mimo tego, że jest wrzesień i sezon pielgrzymkowy trwa nadal. Albuergue są dobrze przygotowane na tłumy pielgrzymów, wszędzie łóżka są obleczone materiałem przeciwko pluskwom. Można skorzystać z kuchni, czy pralni.

Codziennie pokonuję dystans dwudziestu pięciu kilometrów – więcej chyba bym nie dała rady. Galicja zaskakuje mnie na każdym kroku. Spodziewałam się płaskich, niemal pustynnych terenów, a zamiast tego otaczają mnie zielone, górzyste krajobrazy. Słońce grzeje mnie w kark, i żałuję, że nie wzięłam chustki, która by mnie przed nim osłoniła.

Żar leje się z nieba. Czasem trasa wiedzie przez gęsty las przez cały dzień, ale bywają też dni, kiedy idzie się na otwartej przestrzeni, wystawiając się na palące słońce.

Czego można się nauczyć na Camino?


Pierwsza lekcja to nauka pożegnań, podczas wędrówki spotyka się wielu ludzi. Jedni są chętni do rozmów, inni mniej. Z jednymi przeszło by się cały szlak, najchętniej by się cały dzień spędziło, a trzeba się rozstać na jakimś etapie. Z jednymi się łatwiej rozstać, a z innymi trudniej.


Druga lekcja to nauka radzenia sobie w każdej sytuacji, że jak stoję przed jakimś trudnym zadaniem to udaje mi się pokonać te trudności.


Trzecia lekcja to nauka, że warto być dobrym, bo to wraca. A uśmiech może zdziałać cuda. Mnie często na trasie prosili o zrobienie zdjęć, a często dostawałam za to cukierka, czy przytulenie.


Czwarta lekcja to nauka wyrażania swoich potrzeb osobą z którą się idzie. Sygnalizowania tego, że potrzebuje zjeść dobry posiłek, odpocząć, czy napić się.


Na drodze tak jak z życiu trzeba poczuć się potrzebnym, żeby mieć siłę iść dalej.

Często w literaturze można spotkać motyw samotnego podróżnika, który po samodzielnej podróży przeżywa zmianę życiową. Samodzielna podróż pozwala poznać siebie.


Ludzie spotkani na szlaku


Ile ludzi tyle historii. Podczas swojej wędrówki próbowałam dowiedzieć się co skłoniło innych do wybrania tego szlaku. Powody były różne. Szwed Erik szedł sam od samego początku Saint Pied de Pont. Spotkałam go na ostatnim 98 km, Erik chciał pobyć ze sobą, nie szukał towarzystwa. Doktor z Kanady przyjechał podczas przerwy pomiędzy pracami, z ciekawości, a poza tym miał postanowienie żeby rzucić palenie. Był ciekawy czy na szlaku tak łatwo o miłosną przygodę.


Pewien Filipińczyk, który przeszedł już na emeryturę chciał spróbować swoich sił, jednego dnia mijaliśmy się po drodze bardzo często. Szedł wolnym tempem, ale nie robił wielu przerw. Żeby dotrzeć do Hiszpanii musiał lecieć z dwiema przesiadką w Szanghaju. Dziennie szedł 15 km.
Trasę można również pokonać na rowerze lub konno. Spotkałam dwie takie grupy. Co jakiś czas spotykałam parę kowbojów, którzy pokonywali drogę konno.


Jak również grupę Polaków podróżujących na rowerach, którzy pokonali 1200 km z Bordoux, nie myślcie sobie, że taka trasa jest łatwiejsza. Jest do droga, na której pokonuje się dużo przewyższeń i momentami bywa uciążliwa. Północna Hiszpania jest górzysta i zielona, nico inna niż ta znana z folderów turystycznych.

Dlaczego Camino?

Warto zadać sobie to pytanie na początku. Dlaczego wyruszam, jaki jest mój cel wędrówki?


Van Gogh, przez pewien odcinek drogi często spotykałam charakterystycznego Holendra, z daleka rozpoznawałam go po czapce. Często odpoczywał w cieniu drzew. Miał ksywkę Van Gogh. Po dotarciu do Santiago spotkałam go w mieście jak siedział na ziemi i zbierał na nocleg. Widocznie uzbierał, bo drugiego dnia spał z nami w klasztorze, Seminario Menor.


Przez jakiś szłam z pewną Czeszką, która pokonywała Camino del Norte, w pewnym momencie szlaki się łączą. Szła sama i przez całą drogę opowiadała, że boryka się ze stratą pewnej miłości. Ja z góry założyłam, że to chodzi o faceta. Pocieszałam ją, przecież dziewczę miało z 24 lata, że spotka jeszcze kogoś, świat przed nią. Na jednym z przystanków pokazała mi zdjęcie swojego Taty, który niedawno zmarł. Więc cały czas mówiła o nim. Niektóre historie łamią serca.


Sporo również było Amerykanów na jednym z przystanków spotkałam chłopaka z Kalifornii, który był fotografem i wyruszył na szlak ze swoją mamą, żeby spełnić jej marzenie.


Na dzień przed dotarciem spotkałam parę Amerykanów z Kalifornii w średnim wieku., których spotkałam na samym finiszu, na dzień przed dotarciem do Katedry. Szli od samego początku szlaku, od pięciu tygodni. Wyruszyli, bo chcieli przeżyć przygodę życia, dopóki mieli siły


Na zawsze zostanie ze mną obrazek, który zobaczyłam pierwszego dnia. Na dziedzińcu kościoła spotkałam grupkę ludzi, którzy w skupieniu pisali w swoich notatnikach.


Kiedy wyruszyć na Camino?


Na szlak można wyruszyć w okresie kwietnia-października. Poza sezonem może być trudniej z miejscami noclegowymi. Lata w których 25 lipca (dzień Jakuba przypada w niedziele) jest najwięcej pielgrzymów. Miesiące lipiec – sierpień są najbardziej oblegane.

Camino


Ciekawostki ze szlaku


Na szlaku spotkałam wolontariuszy, który dobrowolnie służą pomocą pielgrzymom, darmowym jedzeniem, piciem, informacjami. Ja spotkałam akurat grupkę wolontariuszy ze Skandynawii, którzy z własnej woli przyjechali na swój urlop, by służyć innym. Przygotowali miejsce, w którym była darmowa kawa, herbata, ulotki i lemoniada. Mapa, na której można było wbić pinezkę, skąd się pochodzi. Można było również skorzystać z darmowego noclegu.


Raz spałyśmy w albuergue, które było przepięknie położone. Mała wiejska miejscowość, jak szłyśmy to pan odprowadzał krowy do obory. Schronisko powstało w budynkach starej stajni. Znajdowało się tuż nad strumieniem.
Właśnie w tym miejscu spotkałam wolontariuszkę, która weszła przed ósmą (bo do tej godziny, trzeba opuścić miejsce noclegowe) i okazało się, że przyjechała tutaj wraz z mężem z Ohio, jej mąż okazał się z pochodzenia Polakiem. Szedł już szlakiem i miał po nią przyjść, żeby ostatni odcinek mogli pokonać razem.

Camino


Co z przyjaźniami, czy przechodzi się jakąś wielką przemianę?


Wszystko zależy od osoby, od jej potrzeb, oczekiwań i nastawienia. Są ludzie, którzy na Camino, albo po nim, przeżywają wewnętrzną przemianę. Ale są również tacy, którzy nie doświadczają niczego szczególnego.

Jeśli chodzi o przyjaźnie zawarte na szlaku. To trochę jest tak jak w życiu przez jakiś czas mamy towarzystwo, po czym często każdy idzie w swoją stronę. Przez cały szlak spotykałam co dzień osoby, który przewijały mi się podczas drogi, więc później się pozdrawialiśmy jak starzy znajomi. Niektórzy nie szukali towarzystwa, woleli iść w ciszy. W samym Santiago z częścią osób spotkałam się na Mszy dla pielgrzymów.

Na Camino łatwiej spotkać Boga?

Bóg ciągle jest obok nas, ale to, czy chcemy poczuć Jego bliskość, zależy w dużej mierze od nas samych. Jeżeli zamkniemy nasze wnętrze na spotkanie z Nim, Camino nam nie pomoże.


Dla mnie ważniejsze było spotkanie ludzi i doświadczenie boskości właśnie w ludziach. Ale spotkałam również człowieka, który szedł drogą słuchając audiobooków, czy muzyki, a omijało go życie. Dopiero jak usiadł i rozejrzał się trochę wokół zobaczył jak wiele stracił.


Pielgrzymi zmierzający do Santiago de Compostela to w większości mieszkańcy Europy Zachodniej. Są to ludzie mający w głowach pewien miszmasz, albo wyznający własny synkretyzm religijny. Dużo na szlaku również Azjatów, ludzi z Ameryki Południowej, którzy wyruszyli po przeczytaniu książki „Pielgrzym” Paulo Coelho. Czy obejrzeniu filmu „Droga życia”. Liczą na duchową przemianę, która odmieni ich życie.
Pielgrzymują też osoby, poszukujące czegoś duchowego w swoim życiu, ale często przy tym antykościelne i mające jakiś uraz do Kościoła instytucjonalnego.


Nie powiem: „idź na pielgrzymkę, bo to jest fajne”, albo: „na pewno doświadczysz cudu”. Powiem raczej: „idź i bądź otwarty na to, co przyniesie droga”. Może spotkać cię bardzo pozytywne zaskoczenie.

Camino

Zapraszam do przeczytania dalszej części wpisu o Camino TUTAJ!

Dodaj pierwszy komentarz i rozpocznij dyskusję

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *